Jesteś tutaj: Home » Kultura » Cba - jacka kęcika » Felieton Jacka Kęcika - Płatna miłość 

Felieton Jacka Kęcika - Płatna miłość

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                                           Płatna miłość

 

         W dość przypadkowy sposób znalazłem się pewnego wieczoru razem z moją małżonka Ireną na przyjęciu, albo inaczej mówiąc evencie w salach recepcyjnych eleganckiego hotelu. Przypadkowość mojej tam obecności polegała na tym, iż zajęty bez reszty lekturą aktualnego tygodnika na wszystkie z padających z różnych części mieszkania pytania małżonki odpowiadałem „oczywiście kochanie”. Okazało się , że każda moja odpowiedź była potwierdzeniem jakości ubrań i butów, które na siebie wkładała, dodatków, uczesania, makijażu, a ostatnie „oczywiście kochanie” oznaczało ni mniej ni więcej  tyle, że mam zakładać marynarkę i prowadzić samochód. Event dotyczył najnowszej serii kosmetyków, które po już trzech latach stosowania są w stanie odmłodzić skórę człowieka o przynajmniej dwa miesiące, a po upływie dekady każda kobieca twarz ma gwarantowany powrót do gładkości buzi nastolatki. Inaczej firma zwraca koszt wszystkich zakupionych preparatów razy dwa pod warunkiem , że nabywczyni jeszcze żyje. Snułem się po wypieszczonych wnętrzach co i raz dziubiąc coś z talerzyka i starając się nie usmarować majonezem marynarek i toalet przechadzających się ludzi. O swoją się nie martwiłem. W pewnym momencie spotkałem kolegę Krzysia w towarzystwie pięknej młodej kobiety. Ponieważ się dawno nie widzieliśmy, a mimo , że jestem odludkiem, to jednak zachować się potrafię nie pytałem czy wisząca na jego ramieniu piękność nie jest przypadkiem tym uroczym szkrabem, którego razem nosiliśmy z uniwerku na skarpę, żeby się pobawiło , w czasie kiedy my spokojnie mogliśmy  zajmować się filozofią na zmianę  z wódką Bałtyk. Właśnie wrócili z Seszeli. Było drogo, ale wyjazd fantastyczny. Czyste morze i upojne wieczory. Temat nocy poruszyliśmy, kiedy piękność poszła po drinki. Katem oka zauważyłem jak moja Irena omija nas ostentacyjnie i odpływa do swoich koleżanek testujących kolejne mieszaniny kleju i olejków eterycznych. Dopiero teraz zauważyłem, że mój studencki przyjaciel, trzyma się prosto, patrzy pewnie przed siebie, nie stosuje tupeciku, tylko godnie obnosi się z łysiną i jakiś taki młodszy jest

 

          -No i jak wam się układa?- spytałem podstępnie.

         -Świetnie –odpowiedział.

         -Duża różnica…wieku?

         -Nie…ćwierć…wieku..

         -To rzeczywiście nie duża-skonstatowałem jednocześnie podając komuś kto nagle pojawił się z terminalem do kart kredytowych swoją kartę. Żona kupiła trochę nowości, a swojej karty zapomniała.

 

 

Piękność mojego kolegi płynęła w naszym kierunku z tacką wypełnioną drinczkami. Krzyś nie bez dumy patrzył na rozbierające jego kobietę spojrzenia zgromadzonych eventowców.

 

         -Ola jest lekarzem-powiedział-  mamy dwoje małych dzieci, wyprowadziliśmy się pod Warszawę, mamy więcej czasu dla siebie, jest dobrze.

         -Kocha Cię?-

     -   Tak- odpowiedział najzwyczajniej w świecie .

         -A co…. kocha?

         -Mnie … kocha…

         -Sporo musi kosztować- starałem się być uszczypliwy.

         -Co kosztować?- spytał zdziwiony

         -No …żona….taka żona to koszty, młoda, wymagająca… no ale jak cię stać….

 

Przyjrzał mi się uważnie i z odpowiedzią i poczekał cierpliwie dopóty nie dopełnię kolejnych formalności przy pomocy terminala i  swojej karty.

 

         -Nie bądź żałosny….. …miłość istnieje - mój przyjaciel był przynajmniej konkretny. I poszedł. Ja też poszedłem. Dołączyłem do małżonki zachwyconej prezentacją kremu przedłużającego żywotność szyi i drugiego, który wsysał zmarszczki. Nie wiem gdzie wsysał, ale wsysał. Jeszcze kilka razy obsłużyłem eventowy terminal i z wielkimi torbami udaliśmy się do wyjścia. W drzwiach stał mój przyjaciel z żoną i żegnał gości. Jego połowica nie zwracała na mnie uwagi za to z duża atencją zwróciła się do mojej żony.

 

         -Bardzo się cieszę, że moje kosmetyki się Pani spodobały. Zapraszam do salonu na zabiegi.

 

         Rozpromieniona małżonka przyjęła wizytówkę i już w drodze do samochodu snuła plany zmiany rytmu życia tak, żeby dostosować go do regularnych wizyt  w salonie żony mojego przyjaciela. Wydruki z terminala płatniczego zaczęły mi gwałtownie parzyć kieszeń. Kiedy pobieżnie rzuciłem na nie wzrokiem i jednocześnie zobaczyłem wiszące w hotelowym holu reklamy biur podróży w egzotyczne miejsca ilość zer po przecinku w obu wypadkach się zgadzała. W domu spokojnie wróciłem do tygodnika. Po godzinie małżonka cała pokryta pomarańczowo zieloną breją idąc do sypialni spytała:

 

         - Kochasz mnie kochanie?

         -Oczywiście – odpowiedziałem.

         -To dobranoc- i poszła spać na specjalnym materacu zamontowanym w pokoju obok sypialni. Materac podczas snu likwidował zbędny tłuszcz w organizmie, a między czwarta, a piątą rano  w fazie rem włączały się głośniczki uczące przez sen angielskiego. Nie był drogi. Nowy samochód zdecydowałem się kupić za rok.

Jacek Kęcik 

---