Płatna miłość
W dość przypadkowy sposób znalazłem się pewnego wieczoru razem z moją małżonka Ireną na przyjęciu, albo inaczej mówiąc evencie w salach recepcyjnych eleganckiego hotelu. Przypadkowość mojej tam obecności polegała na tym, iż zajęty bez reszty lekturą aktualnego tygodnika na wszystkie z padających z różnych części mieszkania pytania małżonki odpowiadałem „oczywiście kochanie”. Okazało się , że każda moja odpowiedź była potwierdzeniem jakości ubrań i butów, które na siebie wkładała, dodatków, uczesania, makijażu, a ostatnie „oczywiście kochanie” oznaczało ni mniej ni więcej tyle, że mam zakładać marynarkę i prowadzić samochód. Event dotyczył najnowszej serii kosmetyków, które po już trzech latach stosowania są w stanie odmłodzić skórę człowieka o przynajmniej dwa miesiące, a po upływie dekady każda kobieca twarz ma gwarantowany powrót do gładkości buzi nastolatki. Inaczej firma zwraca koszt wszystkich zakupionych preparatów razy dwa pod warunkiem , że nabywczyni jeszcze żyje. Snułem się po wypieszczonych wnętrzach co i raz dziubiąc coś z talerzyka i starając się nie usmarować majonezem marynarek i toalet przechadzających się ludzi. O swoją się nie martwiłem. W pewnym momencie spotkałem kolegę Krzysia w towarzystwie pięknej młodej kobiety. Ponieważ się dawno nie widzieliśmy, a mimo , że jestem odludkiem, to jednak zachować się potrafię nie pytałem czy wisząca na jego ramieniu piękność nie jest przypadkiem tym uroczym szkrabem, którego razem nosiliśmy z uniwerku na skarpę, żeby się pobawiło , w czasie kiedy my spokojnie mogliśmy zajmować się filozofią na zmianę z wódką Bałtyk. Właśnie wrócili z Seszeli. Było drogo, ale wyjazd fantastyczny. Czyste morze i upojne wieczory. Temat nocy poruszyliśmy, kiedy piękność poszła po drinki. Katem oka zauważyłem jak moja Irena omija nas ostentacyjnie i odpływa do swoich koleżanek testujących kolejne mieszaniny kleju i olejków eterycznych. Dopiero teraz zauważyłem, że mój studencki przyjaciel, trzyma się prosto, patrzy pewnie przed siebie, nie stosuje tupeciku, tylko godnie obnosi się z łysiną i jakiś taki młodszy jest
-No i jak wam się układa?- spytałem podstępnie.
-Świetnie –odpowiedział.
-Duża różnica…wieku?
-Nie…ćwierć…wieku..
-To rzeczywiście nie duża-skonstatowałem jednocześnie podając komuś kto nagle pojawił się z terminalem do kart kredytowych swoją kartę. Żona kupiła trochę nowości, a swojej karty zapomniała.
Piękność mojego kolegi płynęła w naszym kierunku z tacką wypełnioną drinczkami. Krzyś nie bez dumy patrzył na rozbierające jego kobietę spojrzenia zgromadzonych eventowców.
-Ola jest lekarzem-powiedział- mamy dwoje małych dzieci, wyprowadziliśmy się pod Warszawę, mamy więcej czasu dla siebie, jest dobrze.
-Kocha Cię?-
- Tak- odpowiedział najzwyczajniej w świecie .
-A co…. kocha?
-Mnie … kocha…
-Sporo musi kosztować- starałem się być uszczypliwy.
-Co kosztować?- spytał zdziwiony
-No …żona….taka żona to koszty, młoda, wymagająca… no ale jak cię stać….
Przyjrzał mi się uważnie i z odpowiedzią i poczekał cierpliwie dopóty nie dopełnię kolejnych formalności przy pomocy terminala i swojej karty.
-Nie bądź żałosny….. …miłość istnieje - mój przyjaciel był przynajmniej konkretny. I poszedł. Ja też poszedłem. Dołączyłem do małżonki zachwyconej prezentacją kremu przedłużającego żywotność szyi i drugiego, który wsysał zmarszczki. Nie wiem gdzie wsysał, ale wsysał. Jeszcze kilka razy obsłużyłem eventowy terminal i z wielkimi torbami udaliśmy się do wyjścia. W drzwiach stał mój przyjaciel z żoną i żegnał gości. Jego połowica nie zwracała na mnie uwagi za to z duża atencją zwróciła się do mojej żony.
-Bardzo się cieszę, że moje kosmetyki się Pani spodobały. Zapraszam do salonu na zabiegi.
Rozpromieniona małżonka przyjęła wizytówkę i już w drodze do samochodu snuła plany zmiany rytmu życia tak, żeby dostosować go do regularnych wizyt w salonie żony mojego przyjaciela. Wydruki z terminala płatniczego zaczęły mi gwałtownie parzyć kieszeń. Kiedy pobieżnie rzuciłem na nie wzrokiem i jednocześnie zobaczyłem wiszące w hotelowym holu reklamy biur podróży w egzotyczne miejsca ilość zer po przecinku w obu wypadkach się zgadzała. W domu spokojnie wróciłem do tygodnika. Po godzinie małżonka cała pokryta pomarańczowo zieloną breją idąc do sypialni spytała:
- Kochasz mnie kochanie?
-Oczywiście – odpowiedziałem.
-To dobranoc- i poszła spać na specjalnym materacu zamontowanym w pokoju obok sypialni. Materac podczas snu likwidował zbędny tłuszcz w organizmie, a między czwarta, a piątą rano w fazie rem włączały się głośniczki uczące przez sen angielskiego. Nie był drogi. Nowy samochód zdecydowałem się kupić za rok.
Jacek Kęcik