Jesteś tutaj: Home » Kultura » Cba - jacka kęcika » Felieton Jacka Kęcika - Przecier 

Felieton Jacka Kęcika - Przecier

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    Przecier

         Od pewnego czasu mam niepokojące wrażenie, że życie moje i kilku moich bliskich kolegów toczy się jakby na marginesie modelu podawanego przez media. Z każdej kolorowej gazety spogląda na mnie twarz walczącej o równouprawnienie jakiejś kobiety, co drugi wieczór telewizje serwują filmową prawdziwą historię w schemacie ON zdradza, Ona walczy, On odchodzi z młodą dupą, Ona zbiera siły i sobie świetnie radzi. Najczęściej wątek podziału majątku w proporcjach 90/10 na jej korzyść jest przez reżyserów i producentów pomijany. Sprawy materialne dla bohaterki nie mają żadnego znaczenia. Liczy się tylko zawiedzione uczucie, zdrada, stracone nadzieje, zgubione lata. Od majątku jest adwokat, który nie występuje w filmie, chyba , że jest również kobietą po rozwodzie. Wtedy proporcje podziału wspólnego dorobku zmieniają się na 95/5 na korzyść rozszlochanej kobiety. Niestety tego typu historie nie są serialami i zazwyczaj kończą się po półtorej godzinie. A szkoda, bo druga część takiej historii mogłaby być równie interesująca, choć mniej atrakcyjna z punktu widzenia reklamodawcy proszków do prania. Otóż porzucona kobieta pierwsze kroki po rozwodzie kieruje do koleżanek i mniej więcej po trzech miesiącach jej misja jest zakończona. Połowa z nich jest bliska rozwodu ze swoimi mężami, a reszta przeprowadza się na drugi koniec miasta. Nie jest to problem ponieważ nasza rozwódka ma przecież dobry terenowy samochód po mężu i dojedzie wszędzie. Precyzyjnie i metodycznie wytłumaczy tym jeszcze nie rozwiedzionym, że każde spóźnienie męża to nowy młody towar, piwo do meczu to krańcowe stadium alkoholizmu, samochód to przedłużenie penisa,  konferencje naukowe nie są niczym innym jak  wyuzdanym seksem grupowym, a kiedy w telefonie pada odpowiedź „oddzwonię” , to znaczy, że ukochany jest właśnie tuż przed orgazmem. Wykłady są prowadzone w salonach eleganckich domów, w gabinetach kosmetycznych i modnych galeriach handlowych. Trzy sprawy rozwodowe w ciągu pół roku w zupełności satysfakcjonują naszą bohaterkę i teraz może się zająć sobą. Czyli tym co zwykle z wyłączeniem wątku wieczornych opowieści o przebiegu dnia, które zwykle serwowała pierwszemu mężowi. W trakcie wyczerpujących masaży, gimnastyki, joggingu, zakupów, kaw na mieście, męczących spotkań z kosmetyczką i fryzjerem orientuje się, że coraz rzadsi znajomi sugerują, iż  nie byłoby źle widziane , gdyby na właśnie organizowane przyjęcie przyszła z kimś. No to przychodzi. Nowy znajomy okazuje się być czarującym młodym inżynierem, a jego dorobkiem jest most w mieście powiatowym w trakcie budowy i kilka nieszczęśliwych miłości. Poza tym jest przystojny, sprawny fizycznie, pracowity, kocha dzieci i jak on potrafi słuchać…Jak gąbka chłonie każdą fascynującą opowieść z jej pracy, z klubu fitness, z życia prywatnego córki i przyjaciółki córki, nie mówiąc już o dramatycznych szczegółach romansu najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa z bratem jej męża. Tylko trochę pali i to wyłącznie na tarasie, chyba, że w zimie, to w garażu, nie pije więcej niż dwie whisky pod wieczór i całymi dniami ślęczy w domu nad obliczeniami statycznymi swojego mostu. W jej domu oczywiście, bo swojego jeszcze nie zdążył zbudować. I na tym w zasadzie druga część filmu mogłaby się skończyć, ale niestety inżynier w końcu buduje swój most , zakochuje się w młodziutkiej bibliotekarce gminnego ośrodka kultury w Kostomłotach i odjeżdża do niej terenowym samochodem naszej bohaterki przy okazji biorąc ze wspólnego już konta parę złotych na benzynę. Tu koniec i reklama opon samochodowych.

 

         Opowiadamy sobie tę historię z kolegami siedząc na ławeczce w parku. Dzieci moje i kolegi operatora śpią spokojnie, co tylko oznacza, że przepis na przecier z pomidorów , marchewki i  gotowanej piesi  kurczaka  naszego kolegi dramaturga, który stworzył dla swojej córeczki jest skuteczny. Tak więc siedzimy sobie we trzech, jaramy fajki – w pewnej odległości od wózeczków oczywiście- i zastanawiamy się dlaczego w tej walce o równouprawnienie kobiety nie chcą pójść dalej. Osobiście nie mamy nic przeciwko temu, żeby kobiety zostały na przykład górnikami i zgadzamy się, żeby zamiast Barbórki odchodzić na przykład Wacława. Praca hutnika wydaje się być równie atrakcyjna, prawie jak zawód kanalarza. Patrzymy na nasze zgrabne i młode żony, które właśnie przebiegają dziesiąte kółko wokół parkowego jeziora i wyobrażamy sobie jak pięknie by wyglądały w górniczych mundurach albo w czapach z pióropuszami na głowie. Ile nagle by się pojawiło wcześniej nieznanych kolorów na czapkach, klapach marynarek, jakże fantazyjne okazałyby się wzory odznaczeń za dziesięć lat fedrowania pod ziemią. Byłoby pięknie. Dlatego jestem całym sercem za równouprawnieniem, a póki mały śpi zajaram sobie jeszcze jedną fajeczkę i poczytam gazetkę.

 

Jacek Kęcik

---